W czasach mrocznej komuny (i wszechobecnej cenzury w prasie, radiu i telewizji), prawdy o tym co dzieje się w Polsce i na świecie, można było się dowiedzieć albo z zachodnich radiostacji „dywersyjnych” (BBC, Radio Wolna Europa, Głoś Ameryki, itp.), albo.... z prasy polskiej. Metoda „przemycania” do polskich mediów prawdziwych (lecz niewygodnych dla komunistycznej propagandy) treści była następująca. Najpierw komuszy dziennikarzyna cytował informacje za jakąś zachodnią gazetą, czy radiem, po czym poddawał ją „druzgocącej krytyce „po linii, na bazie i w temacie”. Tym prostym sposobem czytelnik w PRL-u dowiadywał się o wielu „zakazanych” przez komunistów problemach, traktując „druzgocącą krytykę” jako „pic na wodę fotomontaż”.
Czy taki sposób przemycania informacji do PRL-owkich mediów był efektem skrajnej głupoty komunistycznych aparatczyków od propagandy (którzy uwierzyli w moc „druzgocących” krytyk), czy też może kreciej roboty dziennikarzy, tego się już nie dowiemy. Osobiście stawiam na głupotę komunistycznych aparatczyków, gdyż jakoś Konradów Wallenrodów wśród dziennikarskiej chołoty, w PRL-u nie spotkałem.
Komunizm ponoć upadł, „sekretorze” gdzieś jak duchy poznikali, ale wody po sobie nie spuścili. Zatęchły smród w mediach pozostał, mrocząc umysły nowych zastępów „dziennikarzy”. Aby dowiedzieć się prawdy o tym co dzieje się w Polsce, trzeba –jak za czarnej komuny- albo zdać się na media zagraniczne (niestety „dywersyjne” rozgłośnie już nie działają), albo też.... nauczyć się czytać polskie „przekaziory” pomiędzy wierszami, ewentualnie zdać się na „dywersyjną” rozgłośnię działającą w kraju, a prowadzoną przez pewnego zakonnika. Metoda „czytania pomiędzy wierszami” została przeniesiona do mediów IV RP, wprost z PRL-u, w czystej klinicznej postaci. Najpierw jakiś dziennikarzyna (na przykład z GW-na), jeździ -dajmy na to- za prof. Nowakiem i nagrywa jego wykłady wygłaszane w salkach katechetycznych, później redakcja to drukuje, oczywiście poddając poglądy Nowaka „druzgocącej” krytyce „po linii, na bazie i w temacie”, (czyli jadąc po Nowaku jak po łysej kobyle), jaki to on antysemita, warchoł, rasista i w ogóle!
Metodę „na komucha” zastosował w polskiej telewizji niejaki Lis w dniu 7 kwietnia 2008r. W programie „Co z tą Polską” (czy jakoś tak), najpierw zaprezentował nagranie wykładu Nowaka (w którym ten przedstawił bolszewicki rodowód rodzin obecnych „moralnych autorytetów”), później zaś z pomocą zaproszonych do studia gości, przeprowadził zmasowany atak na profesora „po linii, na bazie i w temacie”.
Tak oto po 19 latach praktykowania demokracji wróciliśmy do źródeł polskiej żurnalistyki: tchórzostwa dziennikarzy aby białe nazwać białym wprost, i ich wyniesionego z komuny sprytu, aby podstępem jednak o tym poinformować ale w taki sposób, aby nie podpaść nowym „demokratycznym” aparatczykom, dzierżącym media za mordę!
Anthony Ivanowitz
7. kwietnia. 2008r