W kancelarii – komedia teatralna.

 

 

Osoby:

 

Ksiądz – tego jegomościa może zagrać każdy aktor, taka wśród   plebanów różnorodność typów.

Kobieta – w średnim wieku, drogo i ze smakiem ubrana

Mężczyzna – mąż kobiety, przystojny, elegancko ubrany

 

MIEJSCE AKCJI:

 

Kancelaria  Kościoła świętego Jacka w mieście wojewódzkim. Skromny wystrój i wyposażenie. Przy dużym stole siedzą  ksiądz i jego goście. Załatwiają  z księdzem sprawy związane z pochówkiem  drogiej im osoby.

 

 

AKCJA: (kurtyna w górę)

 

 

Ksiądz: (obolałym, cichym, wytrenowanym głosem)

- na początek pozwólcie Państwo, że złożę Wam moje wyrazy szczerego współczucia. Przykro mi bardzo, że musimy spotkać się w takich okolicznościach, ale cóż (wznosi wzrok ku niebu) człowiek z prochu powstał i w proch się obróci, nic na to nie poradzimy. Możemy tylko godnie go pożegnać. A teraz do rzeczy (otwiera księgę parafialną) jak nazywał się zmarły?

Mężczyzna: (bardzo zmieszany i zafrasowany)

- on był dla nas wszystkim, kochaliśmy go jak rodzonego syna, Boże jak bardzo go nam brakuje (zaczyna płakać, wyciąga chusteczkę do nosa, wyciera się). Jak my będziemy żyć bez niego? (mężczyzna i kobieta szlochają)

Ksiądz: (cichym głosem, prawie szeptem)

- a jak nazywał się zmarły?

Kobieta:

- tak jak i my, Biernacki (popłakuje)

Ksiądz:

- a jak miał na imię?

Mężczyzna:

- Bruno

Ksiądz:

- a adres nieboszczyka

Kobieta: (podniesionym głosem, szlochając)

- proszę go nie nazywać nieboszczykiem, dla nas on żyje! Boże który jesteś w niebie...nieboszczyk... a jeszcze wczoraj lizał mnie po twarzy! Nieboszczyk (zaczyna płakać)

Ksiądz;

- to może zapytam inaczej, pod jakim adresem mieszkał niebo...to znaczy denat...no Bruno

Mężczyzna:

- mieszkał z nami, to znaczy przy ulicy Słowackiego 15

Ksiądz: (szuka w księdze parafialnej, nie znalazł)

- ale w moim spisie parafian nie ma żadnego Bruna Biernackiego. Mam Zofię Biernacką i Jana Biernackiego, jak rozumiem to Państwo, ale żadnego Bruna nie mam!

Mężczyzna:

- bo myśmy go proszę księdza do rejestracji nie zgłosili, ja chciałem, ale żona stanowczo się sprzeciwiała, mówiła żeby się nie wygłupiać!

Ksiądz:

- jak to się  nie wygłupiać? Nie rozumiem! To Pani uważa  fakt dopełnienia katolickich formalności za wygłup?

Kobieta: (już doszła do siebie)

- a co, psa by ksiądz  zarejestrował, do ksiąg parafialnych wpisał?

Ksiądz: (osłupiał, jak to mówią na moment zapomniał języka w gębie)

- jak Pani może wyrażać się tak o nieboszczyku? Jeszcze przed chwilą płakała Pani po nim, a teraz nazywa go pani psem? Nie po chrześcijańsku to moja droga Pani! Nie pochwalam tego! Bardzo to jest nieładnie,  całkowicie nie po chrześcijańsku!

Mężczyzna: (zmieszany, zakłopotany)

- bo widzi ksiądz.....Bruno to, że tak powiem, nasz ...no co prawda...pies...ale niejeden człowiek do pięt mu nie dorastał...na katolicki pochowek zasługuje, w katolickiej rodzinie się wychował...i my właśnie w tym celu do księdza przyszliśmy, żeby Bruna po katolicku, z pełnymi honorami pochować...

Ksiądz: (ze zdumienia zamarł w bezruchu, różne rzeczy w swoim długim życiu plebana oglądał i słyszał, ale czegoś takiego jeszcze nie)

- proszę Państwa, ja wiem, że młodzież teraz jest dowcipna i różne psikusy jej w głowie, ale wszystko ma swoje granice (podnosi głos, wstaje zza stołu)...proszę w tej chwili opuścić to pomieszczenie, bo zadzwonię po policję! (mężczyzna z kobietą siedzą w bezruchu przy stole)

Mężczyzna: (nachyla się do Kobiety i szepcze jej do ucha)

- mówiłem ci, ze tak to się zakończy, ale ty zawsze musisz być mądrzejsza, ...(przedrzeźnia żonę)...Bruno zasłużył na katolicki pochowek, Bruno to, Bruno tamto...a teraz masz...ksiądz policją straszy...jeszcze nas zaaresztują.

Kobieta:

- zapłacimy...5 tysięcy złotych

Ksiądz: (oburzony, chodzi po kancelarii)

- to ja miałbym za 5 tysięcy złotych wariata z siebie strugać, psa po katolicku chować?  Czy Pani wie, jak skończyłaby się moja kariera gdyby się o wszystkim biskup dowiedział? Skończyłbym w jakimś Wygwizdowie, z dwoma chałupami na krzyż!... 5 tysięcy!... niebywałe!

Kobieta;

- zapłacimy... 7 tysięcy, w końcu jaka to dla księdza różnica, czy człowieka, czy psa pochowa? A Bruno był jak człowiek, nawet liczyć potrafił!

Ksiądz: (ochłonął z pierwszego szoku, już wstępnie przekalkulował w myśli nadarzającą  się okazję...w końcu żaden pieniądz nie śmierdzi, a pies czy człowiek?...zresztą jak liczyć  potrafił, to już prawie  jak człowiek)

Ksiądz: (uspokoił się, siada przy stole)

- co też pani powie, liczyć potrafił? A w jaki sposób i do ilu?

Kobieta:

- do pięciu. Mówiłam mu: Bruno zaszczekaj jeden raz – szczekał jeden raz. Mówiłam zaszczekaj pięć razy – szczekał 5 razy. Gdyby nie jego śmierć, w dwa miesiące  bym go nauczyła liczyć do 100 (zaczyna płakać)

Ksiądz: ( myśli intensywnie, taka okazja może się już nie powtórzyć)

- no jeśli to był taki wybitny pies jak słyszę, to w zasadzie..... mógłbym go w drodze wyjątku pochować...tylko, że  to niezgodne z prawem kanonicznym...biskupa by trzeba przekonać...niebezpieczny precedens powstanie...trzeba by w dyskrecji, żeby do mediów nie przeciekło...to musi kosztować co najmniej  (myśli.. wyjmuje kalkulator, liczy)...60 tysięcy... z małym ogonkiem..

Mężczyzna: ( zrywa się z krzesła zdumiony wysokością wymienionej przez księdza kwoty)

- jakże to tak ...60 tysięcy i jeszcze z ogonkiem?  To człowieka ksiądz chowa za tysiąc złotych, a psa za 60 tysięcy? Za 60 tysięcy to by ksiądz całe małe miasteczko pochował...a jednego kundelka za  60 tysięcy?...Mogę dać maksymalnie ...8 tysięcy i ani grosza więcej, osiem tysięcy to i tak o siedem tysięcy za dużo!

Ksiądz:

- 50 tysięcy i to moje ostatnie słowo, nie mam w zwyczaju się targować!

Mężczyzna:

- 10 tysięcy i ani grosza więcej...zresztą więcej nie mam!

Ksiądz:

- 40 tysięcy, więcej nie opuszczę, jeszcze do tego interesu dołożę jak dobrze koszty policzę... 40 tysięcy...taniej się nie da w żaden sposób!

Mężczyzna:

- 15 tysięcy...chce ksiądz – dobrze, nie chce – poszukamy innego księdza, w końcu na księdzu świat się nie kończy...Zosiu, zbieramy się, poszukamy innego księdza...40 tysięcy za psa...Boże!

Ksiądz: (myśli, przelicza na kalkulatorze, coś sprawdza w księdze parafialnej)

- trudno niech będzie moja strata...17 tysięcy i  urządzę Brunowi  taki pochówek, że jeszcze żaden pies...co ja mówię pies... żaden człowiek w Krakowie takiego pochówku nie miał i mieć nie będzie!

Mężczyzna:

- 16 tysięcy i innego księdza szukał nie będę...niech już będzie 16,  zasłużył sobie Bruno na katolicki  pogrzeb, 16 tysięcy i basta! Więcej nie dam!

- przybijmy interes (wyciąga rękę, ksiądz podaje swoją, przybijają interes)

Ksiądz:

- trudno, dołożę do tego interesu ze 2 tysiące,  ale nic to, odbiję sobie na jakimś innym pogrzebie!

- to teraz do rzeczy...musimy papiery powypełniać, żeby wszystko grało, biskup często kontroluje...on nie może się dowiedzieć, bo musiałbym mu dolę odpalić. W papierach będzie stało, że Bruno to człowiek,...zresztą jak do 5 liczył, to już do grona ludzi nie grzech go zaliczyć...kwestionariusz muszę wypełnić (wyjmuje kwestionariusz)...ja będę czytał i wspólnie papiery wypełnimy.

-  nazwisko już wiem: Bruno Biernacki (wpisuje), adres znam...(wpisuje).. a teraz mamy taka rubrykę: wzrost nieboszczy....(spogląda na Kobietę, to krzywi się)...to znaczy chciałem powiedzieć Bruna

Mężczyzna:

- ale wzrost w jakiej pozycji? Jak stał na czterech łapach, czy  jak na dwóch?

Ksiądz: (myśli)

- raczej jak stał na dwóch, bo na czterech wyjdzie podejrzanie niski...biskup podejrzeń nabierze i jeszcze mi kontrolę naśle.

Mężczyzna:

- no  jak stał na dwóch łapach, to miał tak z metr sześćdziesiąt wzrostu (ksiądz wpisuje 1,65)

Ksiądz:

- kiedy był ostatni raz u komunii świętej?...taką nam rubrykę, jak nie wypełnię to mi biskup zrobi koło pióra.

Mężczyzna:

- no tak po prawdzie, to nie był ani razu...chociaż ....pewnego razu jak przechodziliśmy koło kościoła, to wyrwał się ze smyczy i wskoczył do środka. Akurat ksiądz komunii udzielał a nasz Bruno na niego skoczył, bo bardzo nie lubił mundurowych...czyli można powiedzieć, że przy udzielaniu komunii asystował, a kto wie, czy może i której nie zjadł, jak się księdzu komunie na podłogę rozsypały... mógł zjeść

Ksiądz:

- na pewno zjadł, takie kundle to byle czym się zadowolą  (spogląda na Kobietę, ta zaczyna płakać)....to znaczy chciałem powiedzieć, że jak był głodny, to pewnie zjadł ze smakiem...wpiszę, że był u komunii (wpisuje)...a kiedy to było?

Mężczyzna:

- no tak ze dwa lata temu (ksiądz wpisuje datę)

Ksiądz:

- kiedy był u ostatniej spowiedzi?.... Taka rubryka jest, muszę wpisać, żeby biskup podejrzeń nie nabrał.

Kobieta:

- a z czego on miałby się spowiadać? Raz tylko zgrzeszył jak listonosza pogryzł, bo bardzo on nie lubił mundurowych. Ale sam sobie zadał pokutę, bo ani kolacji, ani na drugi dzień śniadania nie zjadł. Sam sobie zadał pokutę

Ksiądz:

- bardzo srogi wobec siebie był! Ja tam za taki grzech, to bym mu wlepił ze dwie, góra trzy zdrowaśki....to znaczy gdyby był człowiekiem. Pogryźć listonosza, to znów nie taki  ciężki grzech. (myśli)....czyli u spowiedzi nie był.... (myśli)... ale pokajał się i wyraził skuchę, sam sobie zadał pokutę, czyli (myśli)...możemy uznać, że u spowiedzi był. Czyż nie tak?

Mężczyzna:

- jak najbardziej proszę księdza, jak na psa zachował się bardzo po chrześcijańsku, spowiedź ja bym mu zaliczył.(ksiądz zalicza Brunowi spowiedź)

Ksiądz:

- a co z bierzmowaniem, bo i taką mam rubrykę, nie wypiszę to wiadomo...biskup tylko na to czeka.  Nie przechodził obok kościoła jak było bierzmowanie? Może wpadł na chwilkę i go biskup  niechcąco posypał popiołem?

Kobieta:

- kiedyś wrócił do domu cały umorusany jakąś sadzą i popiołem, domyć go nie mogłam. Może to wtedy   biskup tak go popiołem wysmarował?  Tak mogło być, ale czy tak było, tego się już od Bruna nie dowiemy (zaczyna płakać)

Ksiądz:

- czyli jest wielce prawdopodobne, że był u bierzmowania, tylko, że ten fakt nie został w księgach odnotowany, ale to tylko błąd formalny, a my formalistami nie jesteśmy, prawda?....(myśli...)  tylko jakie drugie imię mu biskup nadał? ......Wpiszę Ernest (wpisuje), w końcu jakie to ma znaczenie dla nieboszczy...(spogląda na Kobietę, ta zaczyna chlipać)...to znaczy chciałem powiedzieć dla Bruna, jak on już u naszego Pana po komnatach hasa?

- no to kwestionariusz nieboszczyka mamy już wypisany. Gdzie i kiedy życzą sobie państwo dokonać pochówku?

Mężczyzna:

- mamy taką działkę leśną, na uboczu. Do najbliższej chałupy jest z pół kilometra, nikt nie zauważy. Najlepszy dla nas termin, to niedziela rano, przyjadę po księdza samochodem i odwiozę z powrotem.

Ksiądz:

-  Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Skoro wszystko już ustaliliśmy,  to o kasę poproszę, zawsze biorę z góry, żeby po ceremonii żałobnicy się nie rozmyślili.

Mężczyzna: (wyjmuje plik banknotów, odlicza 16  tysięcy i kładzie na stole, ksiądz zgarnia pieniądze do szuflady)

Ksiądz:

- Bóg zapłać i szczęść Boże, no to do zobaczenia na ceremonii... Aha, trębacza który nad mogiłą Bruna zagra „żegnaj kolego”,  dorzucam gratis w ramach usługi, zaoszczędzicie Państwo ze 2 tysiące.

Mężczyzna:

-dziękujemy, bardzo dziękujemy. Bruno się ucieszy. Bardzo lubił jazz tradycyjny, a jak usłyszał solo na trąbce, to wył razem z trębaczem. Bardzo ksiądz  dla nas życzliwy. Dziękujemy  i  już wychodzimy żeby księdzu czasu nie bałamucić (żegnają się podając sobie dłonie, Mężczyzna i Kobieta wychodzą. Rozradowany Ksiądz  otwiera szufladę, wyjmuje pieniądze i zaczyna je przeliczać,  układając przeliczone pieniądze  na kupki po 1000 złotych.

Załącza magnetofon, ten odtwarza piosenkę „Chrześcijanin tańczy”. Ksiądz rozpoczyna taniec trzymając w dłoniach pliki pieniędzy, śpiewa razem z solistą: „...Chrześcijanin tańczy, tańczy, tańczy, tańczą jego nogi, tańczą jego uszy, tańczy jego głowa..”   ....Kończy taniec, wyłącza magnetofon , wyjmuje telefon komórkowy, wybiera numer, czeka na połączenie)

Ksiądz: (rozmawia przez telefon)

- jak ci opowiem jaką miałem dzisiaj przygodę i ile kasy zarobiłem, to nie uwierzysz...siedzisz, czy stoisz?...to usiądź...słuchaj: za 16 tysięcy psa będę chował...co nie wierzysz?...jak ci pokażę kasę to uwierzysz!...dam ci z tego z 5 tysięcy, żebyś sobie jakieś ładne, seksowne majteczki kupił...no to pa mój Kocurku, całuję cię w to samo miejsce co zawsze, twój Indorek przyjdzie do ciebie wieczorem o 20, do zobaczenia. (kończy rozmowę, zaczyna upychać pieniądze po kieszeniach sutanny. Nucąc piosenkę „Chrześcijanin tańczy”, wychodzi z kancelarii)

 

 

KURTYNA

 

 

 

PS. Jeśliby któryś z czytelników zarzucił mi, że opisuję zdarzenie całkowicie nieprawdopodobne, to odpowiem tak. Jeśli najwyższe władze kościelne potrafią odkopać z grobu nieboszczyka (księdza Popiełuszkę), poćwiartować go na kawałki po to aby uzyskanymi w ten sposób „relikwiami”...handlować, to cóż to dla takich dzikusów pochować po katolicku psa, konia czy szczura?

 

 

KURTYNA

 

Anthony Ivanowitz

www.pospoliteruszenie.org

16. maja. 2010r.