Ten co muskuły pręży...cudze

 

 

   Na pamiętnym wiecu w stolicy Gruzji, Tbilisi, nasz dzielny Prezydent oświadczył, że przyjechał tutaj aby....walczyć. Powiedziawszy to, wsiadł w samolot i czmychnął do Warszawy, gdyż jak to wiadomo od dawna, najskuteczniej walczy się z wrogiem będąc od niego oddalonym o tysiące kilometrów!. Telewidzowie którzy mieli okazję zobaczyć wspólny  występ Kaczyńskiego z grupą podobnych  jemu „prezydentów – mocarzy”, oczy przecierali ze zdumienia. Jeśli  Prezydent przyleciał do Tbilisi żeby walczyć jako obywatel polski o nazwisku Kaczyński,  to – przy swojej posturze - mogły on wystraszyć co najwyżej jakiegoś zabłąkanego kundelka, albo niemowlaka. Jeśli zaś  na wiecu w stolicy Gruzji reprezentował on państwo o nazwie Polska i w jego imieniu przyjechał postraszyć Rosję, to swój cel paradoksalnie w pewnym sensie osiągnął.  Rosjanie tak się wystraszyli pogróżek Kaczyńskiego, że w niesłychanym popłochu zaczęli się wycofywać z Gruzji, co zdumiało światowych obserwatorów politycznych. Wielu z nich sądziło, że Sowieci bardziej wystraszyliby się Prezydenta Burkino Faso (gdyby przybył on na wiec pomalowany na kolory wojenne, oraz uzbrojony w dzidę i dmuchawkę), niż naszego „Kartofelka”, a tu proszę, taka miła sercom Polaków niespodzianka!

   Czym Prezydent Kaczyński tak wystraszył  Rosjan? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy cofnąć się w czasie, gdy urząd prezydenta RP kompromitował niejaki Lech Wałęsa,  bardziej znany pod ksywką Bolek. To wówczas  w kręgach Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, powstała nowatorska na skalę światową  koncepcja reformy polskich sił zbrojnych.

 Wybitni znawcy katolickiej doktryny wojennej (pod wodzą biskupa-generała Leszka Głódzia), opracowali rewelacyjny projekt reformy armii, oparty na doktrynalnych założeniach wiary chrześcijańskiej. Projekt opiera się na piątym przykazaniu boskim, które mówi (gwoli przypomnienia): nie zabijaj! Jeśli przykazanie to zabrania zabijania  nie czyniąc w tym zakresie żadnych wyjątków, zaś cała machina armii była za komuny nakierowana  na przygotowanie żołnierzy do zabijania innych ludzi, to jest oczywiste, że należy pozbawić armię zarówno środków masowego zabijania, (czołgów, rakiet, dział, itp.) jak też narzędzi indywidualnego uśmiercania (karabinów, granatów, bagnetów, itp.) Jeśli, jak nauczał Chrystus, odpowiedzią chrześcijanina na uderzenia w policzek ma być nadstawienie drugiego ,to oczywiście należy wycofać z wyposażenia żołnierzy wszystko  co by utrudniało przeciwnikowi lanie polskiego „szwejusa” po łbie, to jest: hełmów, mundurów, kamizelek kuloodpornych, masek przeciwgazowych, itp. Polska armia  pozbawiona prawie całkowicie wszelkich urządzeń i narzędzi ludobójstwa, stała się pierwszą na świecie organizacją wojskową  całkowicie chrześcijańską, silną wiarą i modlitwą! Wzorem pierwszych chrześcijan, żołnierze tego wojska mieli  zwyciężać wroga żarliwą modlitwą, dobrocią i miłością bliźniego. Odpowiedzią na przemoc, gwałt i agresję, będzie modlitwa, dobroć, wiara i przebaczenie! Poborowi odbywają szkolenia wojskowe głównie podczas pielgrzymek do Częstochowy, oraz w klasztorach. Tam to zdobywają wiedzę w zakresie modlitw na różne zdarzenia  w jakie obfitują konflikty zbrojne oraz uczą się śpiewać pobożne pieśni, których znaczenie na współczesnym polu walki trudno przecenić! Zawodowa kadra oficerska  głównie służy do mszy (tak zwane „klęczony”), sprząta zakrystie, chodzi z tacą i po kolędzie,  oraz pomaga kościelnym  i organistom. Na pierwsze efekty reformy polskiej armii w duchu chrystianizmu, nie trzeba było długo czekać. Już za prezydentury Kwaśniewskiego,  który dzielnie kontynuował zapoczątkowane przez Wałęsę dzieło kompromitowania urzędu prezydenta RP (chlejąc gorzałę przy każdej okazji i bez okazji), sprzęt wojskowy w dużej części utracił już zdolność zabijania kogokolwiek, gdyż popsuł się ze starości. Żołnierze przestali doskonalić się w diabelskiej sztuce uśmiercania innych ludzi, z braku amunicji i pieniędzy na naprawę uszkodzonych karabinów. Czas wolny wykorzystywali na naukę 340 modlitw ("Na bombardowanie artyleryjskie ", " Na atak czołgów ", "Na wybuch jądrowy " , i wielu innych ! ), studiowanie Biblii , oraz konwersacje teologiczne z kapelanami. Awangardą bojową polskiej armii stali się ...kapelanie! To właśnie kapelanów wojska polskiego   wystraszyli się Rosjanie, słuchając pogróżek naszego „Prezia” na wiecu w Tbilisi.

   Na polecenie naszego Prezydenta, szef polskiego kontrwywiadu, generał - biskup (nazwiska niestety zapomniałem), poprzez swoich głęboko zakonspirowanych agentów przebranych dla niepoznaki w sutanny, przekazał stronie rosyjskiej ultimatum: albo Rosjanie wycofają się z Gruzji, albo Polska dokona desantu  dywizji kapelanów wojskowych na tyły wroga. (Z tym desantem to lekka przesada, każdy kapelan miał się przedzierać do Gruzji na własną rękę, gdyż jedyny w polskiej armii samolot desantowy popsuł się, zaś mechanik który umiał go naprawić, był właśnie na urlopie). Rosjanie śmiertelnie się przestraszyli! Wiedząc do czego zdolni są polscy księża (o czym codziennie informuje polska prasa, zaś wywiad  rosyjski skrzętnie to dokumentuje), Sowieci uświadomili sobie,  że lepiej zwiewać z Gruzji, niż mieć z nimi do czynienia.

   I takim to prostym sposobem,  dzielny Prezydent wszystkich Polaków przepłoszył Rosjan z Gruzji, tylko groźbą desantu kapelanów wojskowych na tyły wroga.

   Jakże kłamliwe w świetle przedstawionych faktów są insynuacje „wiadomych kręgów”, jakoby Lech Kaczyński,  godnie kontynuuje dzieło swoich wielkich poprzedników, ośmieszania i kompromitowania urzędu Prezydenta RP.

 

Anthony Ivanowitz

www.pospoliteruszenie.org

30. siernia. 2008r