O S O B Y:
MIEJSCE
AKCJI: reprezentacyjna sala w
Białym Domu; miejsce oficjalnych przyjęć delegacji międzynarodowych przez
prezydenta USA. Przy długim stole siedzą polscy notable, Tłumacz, oraz Vice
Prezydent i Sekretarz Stanu USA. Prezydenta USA z nimi nie ma. To pierwsza
wizyta polskiego Premiera w USA. Tematem rozmów będą „stosunki w naszej części
Europy”.
AKCJA (kurtyna
w górę)
Vice
Prezydent USA: ( wstaje z miejsca, dzwoni telefon „specjalny” od
Prezydenta USA)
-
przepraszam Państwa na moment, telefonuje Prezydent,
muszę odebrać, gdyż rozmowa dotyczyć będzie spraw wagi państwowej (podchodzi do biurka, podnosi słuchawkę
telefonu)
-
słucham cię
George, Dick z tej strony .....(uważnie słucha, Prezydent ma mu do
zakomunikowania ważną informację)
Prezydent
USA: (pomimo, że Prezydent mówi przez telefon, jego głos jest dla
widzów słyszalny)
- słuchaj Dick, wpadnę do ciebie na chwilę, chciałem z tobą skonsultować rozkaz, który wydam dzisiaj naszym siłom zbrojnym. Irak trzeba zbombardować żeby Arabusy szacunku do nas nabrali
Vice Prezydent USA:
-
trochę jestem zajęty, ale wpadnij (Dick wraca do
stołu, siada)
-
szanowni Państwo, proponuję kilka minut przerwy, w
czasie której odwiedzi mnie Prezydent. Muszę z
nim skonsultować pewną sprawę wagi państwowej ( w tym czasie
otwierają się drzwi i do gabinetu wchodzi Prezydent USA. Podchodzi do stołu
przy którym siedzą uczestnicy spotkania)
Prezydent
USA:
-
pozwól Dick na moment na stronę (Dick wstaje, razem
odchodzą w drugi koniec sali)
-
ten mały kurdupel przy stole, to kto? Bardzo on podobny
do naszego nowego szefa ochrony, czyżby to on? (1)
Vice
Prezydent USA:
- nie! to Premier Polski, Kondoliza go zaprosiła
Prezydent
USA:
-
zaraz, zaraz... przeglądałem rano raporty naszego
wywiadu w Europie...i tam widziałem zdjęcie tego gościa. Mam ten raport z sobą,
tylko coś mi się wydaje, że pisali w nim, że to Prezydent Polski, a nie
Premier!(Prezydent USA otwiera teczkę, wyjmuje z niego raport wywiadu) sam
zobacz (podaje raport Dickowi)
Vice
Prezydent USA: (przygląda się raz zdjęciu, raz siedzącemu przy stole
Premierowi IVRP)
-
faktycznie ten sam, a piszą, że to Prezydent. Przez
cały czas spotkania „panie premierze” mówiliśmy do niego... ale obciach... powiem
Kondolizie (wraca do stołu, nachyla się do ucha Kondolizy, szepcze)
-
słuchaj, ale obciach! Ten gość z Polski z którym
rozmawiamy, to Prezydent, nie Premier. Georg ma raport wywiadu ze zdjęciem,...
to Prezydent, a my do niego cały czas nadajemy „panie premierze”... ale
obciach...(Kondoliza zdenerwowała się, wstaje energicznie od stołu, odchodzi
kilka metrów dalej, wyjmuje telefon komórkowy, wybiera numer)
Sekretarz
stanu USA: (podniesionym głosem, rozmawia ze swoim podwładnym)
-
zwalniam cię,... jaki ty mi program spotkania
przygotowałeś?! Wszędzie piszesz, że spotkam się z Premierem, a przyjechał
Prezydent Polski,,, jesteś zwolniony (słucha wyjaśnień urzędnika, złość jej
mija, uśmiecha się)... a to cię przepraszam , nie wiedziałam... co, strachu
ci napędziłam??... przepraszam..(chowa telefon do torebki)
-
jest o‘key.
Anthony mi wyjaśnił. Gościmy jednak Premiera, a ten na zdjęciu to Prezydent,
jego brat bliźniak, podobni do siebie jak dwie krople wody... zwykłe
nieporozumienie
Prezydent
USA:
- Dick, jak to jest Premier, to załatw z nim wysłanie do Afganistanu tysiąca polskich żołnierzy. Żadne inne państwo nie chce nam pomóc, a szkoda naszych chłopców, by ich Talibowie masakrowali!. Już mi Kongres robi koło pióra z tego powodu. Załatw to z nim!
Vice
Prezydent USA:
- co mu za to obiecać?
Prezydent
USA:
- Obiecaj mu 5 samolotów transportowych do wyremontowania
Vice
Prezydent USA:
- to już obiecywaliśmy Polakom, jak z nami na Irak napadli
Prezydent
USA:
- faktycznie, zapomniałem. To nic im nie obiecuj. Polacy to dumny naród i nieboszczyków na dolary nie będą przeliczać. Zobaczysz, że zgodzi się wysłać żołnierzy za darmo i sam zadeklaruje, że wszelkie koszty pokryje rząd polski!
- wracaj do stołu, posiedzę z wami z pięć
minut i uciekam, kota muszę wyprowadzić na spacer ( obaj wracają do stołu,
Dick będzie dokonywał prezentacji)
Vice Prezydent USA: (donośnym,
uroczystym głosem)
-
szanowni państwo, chciałbym przedstawić Wam Prezydenta
USA (polski Premier i Minister Obrony Narodowej wstają z miejsc, witają się
z Prezydentem USA)
Prezydent
USA:
- witam pana Premiera z Polski! Jak był tu u mnie ostatnio Wasz Prezydent Kwasniewsky, to dał mi w prezencie taką wódkę... jak wypiłem z Barbarą po kieliszku, to taka nas naszła ochota na seks, że oboje się temu dziwiliśmy. Nie ma Pan Premier z sobą takiej wódki...nazywała się „zubówka”?
Premier IV RP:
- „zubówka” (?), chyba w Polsce nie ma takiej wódki, ja przynajmniej o takiej nie słyszałem, może ty Radek wiesz o jaką wódkę chodzi?
Minister Obrony Narodowej IV RP:
- pierwszy raz w życiu słyszę o jakieś „zubówce”
Prezydent
USA:
- w środku butelki była taka trawka
Premier
IV RP:
- już wiem, pan Prezydent myśli o żubrówce!
Prezydent
USA:
- właśnie: „zubówka”
Premier IV RP:
- niestety nie mam tej wódki z sobą, ale następnym razem przywiozę na pewno!
Prezydent
USA:
-
proszę przywieźć z 10 butelek, żeby mi na jakiś czas
wystarczyło. Poczęstujemy też Dicka i Kondolizę, a po pierwszej kolejce
zostawimy ich samych...(Prezydent
USA wybucha śmiechem, pozostali idą w jego ślady, choć dowcip jest taki sobie)
-
ja już muszę Państwa opuścić, jak będzie pan Premier
następnym razem w Ameryce, to proszę dwa dni wcześniej do mnie zatelefonować,
to pokażę Panu mojego kota...bardzo zmyślne zwierzątko... powiem mu: daj łapkę-
jak pies podaje. Powiem: pomerdaj ogonkiem – merda. Teraz uczę go
aportować...już przynosi piłeczkę którą
mu rzucam, ale jeszcze nie chce mi oddać.
-
A pan Premier ma jakieś zwierzątko w domu?
Premier
IV RP:
- też mam kota, ale takich sztuczek nie umie.
Prezydent
USA:
- a jak się wabi pana kotek, bo mój: Dżordż
Premier
IV RP:
- moją kotkę nazwałem Izabel
Prezydent
USA:
- bardzo ładnie, bardzo ładnie...następnym razem proszę przyjechać do mnie z Izabel, to pobawi się z moim Dżordżem
- no muszę już uciekać, rozkaz muszę podpisać o bombardowaniu Iraku. Chcę żeby dzisiaj zaczęli i do weekendu skończyli, żeby nadgodzin im nie płacić. Kongres się mnie czepia, że za dużo na wojnę w Iraku wydaję. No żegnam i życzę owocnych obrad..(Prezydent USA żegna się z premierem IV RP i wychodzi pospiesznie)
- no to do widzenia, Dick da panom jakiś prezent, o ile nie zapomni. (niestety zapomni)
Vice
Prezydent USA:
- no to kontynuujmy obrady (uczestnicy spotkania siadają za stołem)...panie Premierze, panie Ministrze potrzebujemy 1000 waszych żołnierzy
Premier
IV RP:
- oczywiście wyślemy: dokąd i kiedy?
Vice
Prezydent USA:
- od stycznia i do Afganistanu
Premier
IV RP:
- załatwione, na nasz koszt oczywiście i niczego w zamian nie oczekujemy! Dumę swoja mamy i nieboszczyków na dolary przeliczać nie będziemy
Vice
Prezydent USA:
- damy wam w zamian 5 samolotów transportowych do wyremontowania.
Premier
IV RP:
- w imieniu narodu polskiego serdecznie dziękuję. Jestem szczęśliwy, że możemy od was te samoloty otrzymać. Poprzednie 5 stoi jeszcze nie wyremontowanych, bo części zamiennych nie mamy. Powyciągamy części z jednych, powkładamy do drugich i może jeden samolot który będzie latał, z dziewięciu pozostałych wyszykujemy. W imieniu polskiego społeczeństwa, serdecznie Wam Amerykanom, naszym przyjaciołom, dziękujemy! Bóg wam zapłać, niech Stwórca ma Was w swojej opiece, a Pan Jezus i Przenajświętsza Panienka czuwają nad Wami!!
Vice
Prezydent USA:
- przyślemy Wam do pomocy emerytowanego technika lotnictwa, on wam pokaże jak te samoloty wyremontować. Ma doświadczenie, przez 25 lat - od nowości aż do złomowania - je remontował
- no to myślę, że najważniejsze sprawy omówiliśmy i możemy spotkanie zakończyć. Well, well, well, jak to mówią Anglicy. Time to beer.( dajmy szansę występu dla Tłumacza, niech i on wykaże swoją przydatność)
Tłumacz:
- pan Vice Prezydent powiedział, że jest dobrze i czas na piwo.
Vice
Prezydent USA:
-
zapraszam na piwo, kupi je wam nasz kierownik ochrony,
wypijecie w samochodzie, podczas
zwiedzania Nowego Jorku, Ja już żegnam i życzę miłego pobytu w USA ( żegna
się z Premierem i Ministrem Obrony IV RP, to samo czyni Kondoliza, oboje
wychodzą)
(1) Dawno, dawno temu (jeszcze za komuny), dziadek Anthonego opowiedział mu historyjkę, którą usłyszał z kolei od swojego ojca, czyli pradziadka Anthonego. Pewien obywatel zaskarżył do sądu sąsiada, gdyż ten publicznie nazwał go „kurduplem”.(Rzecz działa się na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Pradziadek Anthonego pracował jako urzędnik sądowy) Sędzia Rosjanin, nie mógł zrozumieć znaczenia słowa „kurdupel” i poprosił o wyjaśnienie sekretarza sądu, Polaka. Ten wyjaśnił mu, że słowo „kurdupel” oznacza człowieka niskiego wzrostu. Tak się złożyło, że i sędzia i sekretarz również byli niskiego wzrostu. Chcąc załagodzić spór, sędzia zwrócił się do obrażonego tymi słowy: „..i o co się Pan Szanowny tak obraził? I pan jesteś kurdupel, i ja jestem kurdupel i pan sekretarz jest kurdupel. Wszyscy jesteśmy kurduplami, i po co się tak od razy obrażać?...” Obecni na sali sądowej przyjęli wystąpienie sędziego salwą śmiechu, wesołość udzieliła się też obywatelowi niskiego wzrostu, który wycofał pozew i było po sprawie. Historyjkę powyższą przypominam na wypadek, gdyby się pan Premier – nie daj Bóg –obraził. Nie ma powodu panie Premierze; Pan jesteś niskiego wzrostu, Pana brat jest niskiego wzrostu , Anthony i jego brat są niskiego wzrostu - wszyscy jesteśmy kurduplami!!
Anthony Ivanowitz
21. września. 2006r