O S O B Y:
MIEJSCE AKCJI: Salon o powierzchni 7 m2 mieszkania w bloku, w którym mieszka „Bimberek”. Umeblowanie jeszcze z czasów komuny, to znaczy: meblościanka „Tadeusz”, fotele obite skajem udającym skórę, długa ława przykryta szybą, telewizor marki „Rubin” na którym stoi figurka psa, który głową rusza, jak telewizor głośniej gra. Na ścianie, obok portretu Papieża oraz zdjęcia młodej pary, wiszą dwie skrzyżowane szable. To prezent od załogi fabryki dla przewodniczącego, gdy na emeryturę przechodził. Na fotelach przy ławie, siedzą dawni działacze związkowi. Spotkali się razem po raz pierwszy po 5 latach. „Bimberek” ich zaprosił, a nalegał tak natarczywie by przyjechali, że odliczyli się wszyscy, sądząc, że popijawa będzie głównym celem spotkania.
AKCJA (kurtyna w górę)
Bimberek ( trzyma w ręku pękatą teczkę, coś w niej szuka, znalazł)
- Boluś (zwraca się do siedzącego obok Jaja Kobyły) od kiedy to ja do bimbru dodaję karbidu?
Jaja
Kobyły: ( zaskoczony pytaniem, zdziwionym głosem)
- nie wiem Edziu o co ci się rozchodzi, może jaśniej?
Bimberek:
-
nie wiesz? To zaraz się dowiesz! W IPN-nie wczoraj
byłem, moją teczkę mi pokazali, a w niej pełno donosów! Zgadnijcie czyich? (zawiesza
głos, groźnie lustruje wzrokiem zebranych. Ci przeczuwając nadciągające
nieszczęście boją się spojrzeć na „Bimberka”, wzrok w podłogę wbili, siedzą w
bezruchu. „Bimberek” wyjmuje z teczki jakiś papier, zakłada okulary, czytać
będzie)
-
może jak jeden donos na mnie przeczytam, to się wam
pamięć odświeży.(zaczyna czytać powoli, zacinając się, przygotowany wcześniej meldunek). „...wczoraj
odwiedziłem w domu obywatela Wiśniaka Edwarda. Był w domu sam i pędził bimber.
Miał przygotowane 300 litrów zacieru i
jakieś 30 litrów gotowego już bimbru. Nalał mi i sobie po szklance, wypiliśmy i
zakąsiliśmy ogórkiem kiszonym. Bimber był podłej jakości, chyba do niego
Wiśniak karbidu dodał, bo łeb mnie bolał przez tydzień. Za jakieś pół godziny
przyszedł do nas sąsiad Karkosik,
wypiliśmy razem jakieś pięć litrów. Później ten sąsiad, znaczy się
Karkosik, zaczął się do mnie dobierać, to mu przyjebałem z główki pomiędzy
oczy, poprawiłem z glana i wtedy on sobie poszedł, znaczy się, myśmy go do domu
zawlekli, bo uchlał się jak świnia...” ( „Bimberek” przestaje czytać,
zdejmuje okulary, odkłada do teczki meldunek)
-
no i co ty na to Boluś? Obsmarowałeś mnie w meldunku, że niby karbidu do gorzałki dodaję,
a na drugi dzień przylazłeś i jeszcze pięć litrów ci sprezentowałem. Wtedy ci
karbid nie przeszkadzał?.....(w salonie zrobiła się taka cisza, że słychać
muchy latające w powietrzu) To, żeś na mnie donosił, to ci mogę jeszcze
przebaczyć, ale żeś mnie o psucie alkoholu pomówił, tego ci nie zapomnę!
Jaja
Kobyły( jeszcze nigdy w tak niezręcznej sytuacji nie był, pod ziemię
by się zapadł ze wstydu, łamiącym się głosem, zacinając się, mówi cicho)
- no wiesz Edziu .... takie to były czasy...grosze człowiek zarabiał... żona i dzieci na utrzymaniu, a na SB dobrze płacili, no to czasem... jakiś melduneczek im napisałem.. Ale tego karbidu, to powiem ci szczerze nie pamiętam. Pokaż meldunek.
Bimberek(zdenerwowany
rzuca kartkę z meldunkiem na ławę)
- a masz, patrz padalcu jak żeś na kolegę donosił!
Jaja
Kobyły: (czyta)
- o kurwa mać, faktycznie mój meldunek, a mówił mi pułkownik, że osobiście papiery spalił,... to oszust jebany!
Bimberek:
- masz szczęście żem schorowany, bo tak bym ci przyjebał, że już byś nie wstał!
Kapelan:
(pojednawczo, klepie „Bimberka” po ramieniu)
- Edziu, co tam wracać do historii, było minęło... w demokracji się dorobiłeś, sklep z robakami dla wędkarzy prowadzisz, co tam babrać się w esbeckich papierach, kto tam wie ile w nich prawdy, a może one sfałszowane?
Bimberek:
( wyjmuje z teczki następny papier, wkłada okulary, czytał będzie)
-
ty ksiądz nie bądź taki świętojebliwy! Że Bolek na mnie
donosił, to jeszcze mogę jakoś zrozumieć, ale po tobie to się tego nie
spodziewałem! ( zaczyna czytać) „...w dniu dzisiejszym przyszedł do mnie
na plebanię obywatel Wiśniak Edward.
Akurat grałem w pokera z wikarym, organistą i kościelnym. Karta mi nie szła,
przegrałem właśnie całą kasę na remont kościoła. Wiśniak poprosił mnie na
stronę i zapytał, czy bym mu nie pożyczył 2 tysiące na leczenie córki. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem mu, że nie
mam. Wówczas on wulgarnymi słowami obraził mnie i sobie poszedł...”(
przestaje czytać, odkłada kartkę do teczki)
- wulgarnymi słowami to ja dopiero teraz mogę ciebie obrazić, kurwa twoja mać! Oszukałeś mnie wtedy, że całą kasę biskupowi oddałeś, a ty w karty przegrałeś! Ja na leczenie córki nie miałem, a ty w karty przegrałeś! Taki był z ciebie kapelan komisji zakładowej! Oj żebym ja taki schorowany nie był, to już byś miał kilka zębów mniej, tak bym ci przyjebał, że bym ci te karty w końcu z głowy wybił! Takiej podłości to ja się po tobie nie spodziewałem! Masz szczęście żeś osoba duchowna, bo gdybyś był cywil, to inaczej bym z tobą pogadał! (Kapelan wbił wzrok w podłogę, boi się odezwać, tak podle to dawno się nie czuł)
Kapelan:
( mówi cichym, przerywanym głosem)
-
przepraszam cię Edziu... wszystko przez ten mój
hazard, ciągle przegrywałem, a SB dobrze płaciło... jak teraz o tym pomyślę to
tak mi przykro, tak mi przykro... wybacz tą moją podłość, wybacz!....
wybaczysz?
Skarbnik:
- wybacz mu Edziu, w końcu osoba duchowna, w stanie wojennym paczki nam dawał!
Bimberek:
- o jaką ty masz dobrą pamięć z tymi paczkami, może i tą historię zapamiętałeś? (wyjmuje z teczki następną kartkę, czyta) „...poszedłem na plebanię z obywatelem Wiśniakiem, po paczki. Ksiądz dał nam po dwa worki, w których były konserwy mięsne. Gdy wychodziliśmy, obywatel Wiśniak wykorzystał nieuwagę księdza i ukradł 6 kartonów piwa oraz 8 win, które wypiliśmy w bramie. Co było dalej nie pamiętam, bo obudziłem się w izbie wytrzeźwień...” (przestaje czytać, odkłada kartkę do teczki)
- tylko mi tu nie pierdol, żeś musiał na mnie donosić, bo mało zarabiałeś! Już ja tam wiem jak to z tymi składkami było! Jeszcze ci kurwa było mało? (gniew w nim narasta, zrywa się z fotela, wali pięścią w ławę, wrzeszczy)
- wy pierdolone chuje, przez 15 lat na mnie donosiliście! Przez 15 lat! To ja was jak ojciec, przez cały ten czas bimbrem poiłem, sobie od ust odejmowałem i taka mnie z waszej strony spotkała niewdzięczność!? Każdy z was co najmniej 1000 litrów wyżłopał, na krzywy ryj, bez zapłaty! Gdybym ja wiedział, że z was takie podłe skurwysyny, to bym do bimbru z tonę karbidu wjebał, albo i dwie tony, żeby wam bebechy powypalało, aż do samych żeber, do kręgosłupa! Płazem wam tego nie puszczę,... zapierdolę...(biegnie do ściany na której wiszą szable, chce jednej użyć, ciąć zdrajców ...., już szablę ujął w dłoń,... już się zamachnął... ale schorowany jest, w mostku go ścisnęło, tchu nie może złapać, pot oblał mu czoło, szabla wypadła z dłoni...siada ciężko na fotelu, pośpiesznie wyjmuje z kieszeni tabletki, jedną połyka ...dyszy ciężko...a czerwony z nadciśnienia jak burak. Zaproszeni goście milczą wystraszeni, wzrok w podłogę wbili... jakoś straszno, niezręcznie. Najchętniej „nogę by dali”, ale żaden śmiałości nie ma)
Kapelan:
(zbiera się na odwagę, mówi cicho, powoli)
-
nie chciałem do tego powracać, ale jak Edek zaczął, to
wyjścia nie mam. Też byłem w IPN-nie, parę papierów z mojej teczki skserowałem.
Nigdy bym ich wam nie pokazał, gdyby mnie Edek nie sprowokował. Ale jak Edek
zaczął, to ja dokończę.(wyjmuje z kieszeni kartkę, zaczyna czytać)
-
„...w dniu 1 grudnia wraz z Bolkiem Skibą poszedłem na
plebanię po paczkę. Ksiądz co lepsze rzeczy sobie pochował, a nam napakował do
worków przeterminowanych konserw, chyba dla psów, bo niedobre były, a mojemu
Reksiowi smakowały. Tak się tym wkurwiłem, że wychodząc zwinąłem jeden karton
piwa i dwa wina ..” (przestaje czytać, chowa kartkę do kieszeni)
-
no Boluś, takiś prawy obywatel, a w meldunku
nakłamałeś! 6 kartonów piwa ukradłeś, a tylko do jednego się przyznałeś, a
kradzież 6 win zataiłeś. Nie pamiętam abyś mi się z tych grzechów wyspowiadał!
Bimberek:
(takiego obrotu sprawy się nie spodziewał, zapewniał go przecież pułkownik, że
jego papiery osobiście spalił, 100 litrów bimbru dał pułkownikowi za tą
przysługę, a tu proszę... taki kwiatek.
Znów mu się słabo zrobiło, kolejną tabletkę połknął, jeszcze bardziej
poczerwieniał. W salonie zapada cisza... jakieś pięć minut nikt nic nie mówi.
Kłopotliwą ciszę przerywa „Bimberek”)
- wiedziałem, że większość związkowego aktywu to nasi ludzie, ale żeby cały zarząd był nasz? Miał pułkownik łeb na karku, szkoda, że zapił się na śmierć jak SB rozwiązali (milczą następne pięć minut)
-
no to jak już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to napijmy
się, niepotrzebnie się tak na was wydzierałem... no przepraszam... ten
pułkownik... jebany oszust, mówił, że osobiście papiery spalił, tak nas
wszystkich oszukał. Ma szczęście, że umarł, bo jak by żył, to tak bym mu
zajebał, że po raz drugi by nogi wyciągnął (wybucha wymuszonym śmiechem,
pozostali też udają wesołość, śmieją się wszyscy)
-
No napijmy się (wyjmuje z barku szklanki i butelkę
bimbru, nalewa, podaje szklanki kolegom) 10 litrów bimbru wczoraj
napędziłem, na rodzynkach Boluś, na rodzynkach nie na karbidzie! Przeproś za
ten karbid, bo będziesz siedział o suchym pysku cały wieczór
Jaja Kobyły:
-
przepraszam cię
Edziu, nie wiem co mi wtedy z tym karbidem odpierdoliło. Chyba meldunek
chciałem ubarwić,... no daj grabę na zgodę (wyciąga rękę w stronę „Bimberka”
Bimberek:
-
no dobra, już się nie gniewam, pamiętliwy nie jestem (podaje
rękę)
-
no to za spotkanie,
do dna jak za dobrych czasów, do dna ( wypijają po całej szklance
bimbru każdy, oczy na wierzch im wyszły, tchu złapać nie mogą. Przyłożył się
„Bimberek” do roboty. Karbidu w
gorzałce ani grama, a
pierdolnięcie ma takie jakby sam tylko karbid w niej występował.)
-
no to jak już wypiliśmy, to na prezentację czas.
Starszym kapralem w SB byłem! Boluś, a ty jakiego stopnia się dochrapałeś?
Jaja
Kobyły:
- na sierżanta mnie przed emeryturą awansowali
Kapelan:
-
to widzę, że będziecie mi honory oddawać, porucznik
rezerwy przed wami stoi (staje na baczność, salutuje)
Skarbnik:
- nie chcę was obywatelu poruczniku martwić, ale ja tu dowodzę, kapitana macie przed sobą, kurwa mać, kapitana!
- No obywatelu starszy kapralu, nalewajcie następną kolejkę, napijmy się, za spotkanie, za przyjaźń. Kurwa mać, nareszcie wśród swoich, zaśpiewajmy coś, bo mnie duma rozpiera, nareszcie wśród swoich! No chłopy śpiewamy ( okropnie fałszując zaczyna śpiewać „Szumi dokoła las”, pozostali czynią to samo, fałszują okropnie. Przyjęcie rozkręca się na dobre. My już opuszczamy salon w bloku, aby nie przeszkadzać, ale i w trosce o własne zdrowie (1)
K U R T Y N
A.
(1) Wiele, wiele lat temu, autor komedyjki ( jako uczestnik spływu kajakowego), wybrał się do najbliższej obozowisku wioski w poszukiwaniu alkoholu. Znalazł go tam w dużej ilości u obywatele ziemskiego Konia Stanisława. Wieśniak ten sprzedał Athonemu (to znaczy mi) całe wiadro bimbru, niestety jak to się później okazało, wzmocnionego karbidem. Natychmiast po powrocie Anthonego do obozu, cały przyniesiony przez niego alkohol został co do kropli wypity, pod zakąskę składającą się z dwóch garści niedojrzałego agrestu, który gratis dorzucił do bimbru, obywatel ziemski Koń Stanisław. Innej zakąski nie było, gdyż kolega który wiózł w kajaku prowiant, kilka godzin wcześnie utopił po pijanemu swój kajak wraz z zawartością, on sam jednak cudem z życiem uszedł.
Już
kilkanaście minut po konsumpcji, wszyscy uczestnicy spływu w liczbie 26,
zaczęli wydalać spożyty bimber i agrest, zaś szczególnie namęczył się Anthony.
Jeszcze przez tydzień od feralnego zdarzenia, mógłby on pracować jako
wytwornica acetylenu, tak mu się karbidem odbijało .Od tej pory ma on awersję do bimbru i nie weźmie go do
ust choćby nie wiem czym był doprawiony; rodzynkami, landrynkami, pepsi colą,
suszonymi śliwkami, czy nawet palonym cukrem. Dlatego też dyskretnie opuścił
przyjęcie u „Bimberka” aby pokusy nie mieć. Jednak meldunek z imprezy rzetelnie
napisał, dla niepoznaki komedyjką go nazywając.
Anthony
Pietraszko
24
.sierpnia.2006r