Komedyjka. Rodzinka, ach rodzinka...
O S O B Y:
„kocią łapę”, czyli jest konkubentem. Nie jest biologicznym ojcem Żemka,
tego spłodził jeden z poprzednich konkubentów. Ale troszczy się o Żemka jak
rodzony ojciec: lekcje pomoże odrobić, a jak trzeba to i pasa w celach wycho-
wawczych użyje.
od Ksawerego o kilka lat. Ksawery to jej 9 konkubent. Bardzo ona wyma-
gająca w stosunku do swoich kolejnych „partnerów życiowych”, może
dlatego testuje już dziewiątego? Wypić, zakąsić i pohulać bardzo lubi, nie
zawsze z Ksawerym, często więc na tym tle dochodzi do domowych awantur
kończących się z reguły interwencją
policji.
jednego pieca chleb jadł. Mama i kolejni konkubenci dali mu solidnie po-
palić. Nie raz i nie dwa oberwał, nie dojadł i nie dospał. Taki to już pieski
żywot dziecka konkubiny i konkubenta!
MIEJSCE
AKCJI: jednopokojowe mieszkanie w komunalnej ruderze, udającej budynek
mieszkalny. Pomieszczenie zręcznie łączy funkcje kuchni, sypialni i łazienki.
Na zdezelowanym tapczanie leży Ojciec, popijając piwo. Przy stole kuchennym
siedzi Żemek i odrabia lekcje. Przy kuchni węglowej stoi Matka i gotuje obiad.
Mieszkanie jest zaniedbane, sprzęty zniszczone. Ogólny nieład i zapuszczenie,
typowe w mieszkaniach zasiedlonych przez konkubentów, nadużywających alkoholu i
żyjących z zapomóg opieki społecznej.
AKCJA (kurtyna w górę)
- jak coś nie wiesz, to pytaj, pomogę ci. Szybciej lekcje odrobisz, to skoczysz mi po piwo. Ostatnie mi zostało. No pytaj!
- piszę wypracowanie o jeżach - na przyrodę. Nie wiesz tato, jak długo żyją jeże?
Ojciec:
- a chuj ich tam wie!
Żemek:
- to może wiesz jak długie kolce maja jeże?
Ojciec:
- a chuj ich tam wie!
Żemek:
- a czym się jeże żywią?
Ojciec:
- a chuj wie, czym się takie kolczaste skurwysyny żywią, pewnie tak jak wszyscy!
Matka:
- przestań Żemuś ojcu głowę zawracać. Nie widzisz, że zajęty jest? Odpoczywa od rana po nocnej pijatyce!
Ojciec:
- niech pyta! Kto w tym domu powie mu więcej o jeżach niż ja? Może ty? Pytaj Żemuś, pytaj! Szybciej lekcje odrobisz, to skoczysz mi po piwo. Suszy mnie jak wielbłąda na pustyni. A o wielbłądach nic tam nie masz do napisania? Też bym ci o nich wszystko powiedział.
Żemek: (nic
o jeżach nie napisał, postanowił przepisać wypracowanie od kogoś innego, tuż
przed lekcją.)
- przyrodę już odrobiłem, gdyby nie tata, to nie wiedziałbym co o tych jebanych jeżach napisać! Jeszcze mi religia została. Ksiądz kazał nam napisać pracę domową. Mamy zapytać rodziców z czym się im kojarzy konkordat.
Ojciec:
- a co to takiego ten „konkordat”, Żemuś? Pierwsze o czymś takim słyszę!
Żemek:
- przeczytam definicję, którą nam podyktował ksiądz. (otwiera zeszyt, zaczyna czytać powoli, zacinając się): „...konkordat to umowa międzynarodowa, zawarta pomiędzy państwem polskim a Watykanem, regulująca całokształt stosunków dyplomatycznych, ekonomicznych i wyznaniowych pomiędzy....”
Ojciec:
- przestań Żemuś, nic z tego nie zrozumiałem, a zresztą koło chuja mi to lata!
Żemek:
- ale ja mam napisać z czym ci się kojarzy konkordat!
Ojciec:
- koło chuja mi to lata, już ci mówiłem! Jakiś kurwa „konkordat – srondart”! Jakich was tam głupot uczą! Liczyć by Was dobrze nauczyli... wylicz ile jest 124 x 236 ... no, ile?
Żemek:
- tak od razu, to nie wiem.
Ojciec:
- no widzisz! Liczyć was nie nauczyli, a jakimś głupim „konkordatem” głowę zawracają, chuje jebane!
Żemek:
- to co mam w końcu wpisać do zeszytu, z czym się tacie konkordat kojarzy?
Ojciec:
- już ci powiedziałem: koło chuja mi to lata! A co może latać koło chuja, jak go wyciągniesz na wierzch, przykładowo aby się odlać? No co?
Żemek:
- no mucha może latać, komar, pszczoła,... wróbel, albo gołąb...
Ojciec:
- z tym wróblem, czy gołębiem to przesadziłeś, one ci na fujarze nie usiądą, ale reszta może latać, a nawet upierdolić... bardzo dobrze!... czyli mówiąc ogólnie, koło chuja mogą latać owady... tak?
Żemek:
- no tak, owady
Ojciec:
- to wpisz, że konkordat kojarzy się twojemu ojcu z owadami, wpisałeś?
Zemek:
- wpisałem, tylko nie wiem, czy ksiądz będzie z takiego tatowego skojarzenia zadowolony
Ojciec:
- jak coś będzie podskakiwał, to postrasz go, że jak tylko wytrzeźwieję, to pójdę do szkoły i tak mu zapierdolę, że popamięta mnie ruski rok!
- skończyłeś już lekcje?
Żemek:
- skończyłem
Ojciec:
- to zapierdalaj po piwo, kup tyle ile udźwigniesz, 40 udźwigniesz?
Żemek:
- ostatnio dźwigałem 35, ale myślałem, że już nie doniosę! Ręce to mnie 2 dni bolały.
Ojciec:
- to kup na początek 20, a później obrócisz po raz drugi.
Żemek:
- a nie naprawił by mi tato rowerka, to bym nim po piwo pojechał?
Matka:
- napraw mu w końcu ten jebany rowerek, zobacz jak mu się ręce powyciągały od noszenia piwa... tak to by woził rowerkiem. Wygląda jak małpiszon, już go tak w szkole przezywają!
Ojciec:
-
patrzcie ich, jaka szlachta! Naprawiaj im rowerek! Rzuć
wszystko i rowerek im naprawiaj! Człowiek nie wie w co ręce włożyć i wszystko rzuć i rowerek naprawiaj! Ja w jego wieku wszędzie na pieszo dumałem, i
ani w głowie mi był jakiś rowerek! A co
to nóg nie masz? ...Obrobię się, to ci kiedyś ten jebany rowerek naprawię... a
teraz zapierdalaj po piwo, bo już mnie nerwy biorą i przyjebać mogę... no już
zapierdalaj...(Żemuś zrywa się z miejsca, bierze ogromna torbę i pospiesznie
wybiega z mieszkania. Ojciec przewraca się na drugi bok i zasypia, za chwilę
zaczyna chrapać donośnie. Matka gotuje obiad... Mija kolejny, szczęśliwy dzień
katolickiej, kochającej się rodziny,...
gdzieś w Polsce)
K U R T Y N A
PS. Dawno, dawno temu (jeszcze za komuny), autor komedyjki tez musiał napisać wypracowanie do szkoły, a był wówczas uczniem 4 klasy podstawówki. Niestety, rodzice Anthonego nie byli tak skorzy do pomocy w odrabianiu lekcji jak Ksawery, więc wypracowania Anthony nie napisał. Pech chciał, że nauczycielka wezwała do odpowiedzi właśnie jego, i poleciła mu by przeczytał wypracowanie. Cóż było czynić? Anthony na poczekaniu wymyślił całe wypracowanie, udając, że czyta je z zeszytu. Nauczycielka pochwaliła styl i treść, wstawiła do dziennika piątkę, ale postanowiła jeszcze sprawdzić, czy wypracowanie nie zawiera błędów ortograficznych... poprosiła o zeszyt. Wówczas Anthony... zemdlał. Cała klasa rzuciła się do ratowania Anthonego, nauczycielka spanikowała i pobiegła po pielęgniarkę. W powstałym zamieszaniu zaginął gdzieś zeszyt Anthonego i nigdy już się nie odnalazł. Takich forteli musieli się imać uczniowie komuszych szkół, żeby jakoś związać koniec z końcem. Teraz uczniowie mają lżej: przyniesie taki jeden z drugim zaświadczenie od lekarza, czy psychologa, że jest „dyslektykiem” , czy „dysgrafikiem” i już może się nie uczyć, i już może bezkarnie błędy walić. Lekcji nie odrobi, to nie on musi zemdleć żeby się z opresji ratować , ale nauczyciel, jeśli lekkomyślnie o zeszyt poprosi. Taki postęp w edukacji się dokonał!
Anthony Ivanowitz
20. października. 2006r
www.pospoliteruszenie.org