Reforma Państwa, czyli jak dużo trzeba zrobić, aby wszystko zostało po staremu
Uważny obserwator polskiej sceny politycznej, zauważa pewną dziwaczną (na pozór) prawidłowość. Politycy będący w opozycji do ekipy aktualnie sprawującej władzę, wiedzą dokładnie jakie błędy ta władza popełnia, czego ona nie robi a powinna, jakie dziedziny gospodarki i administracji należy pilnie reformować oraz w jaki sposób.
W oczach opozycji, rządzący stanowią nieudolną, arogancką i skorumpowaną bandę, którą należy pilnie usunąć ze sceny politycznej, by zająć jej miejsce. Jednak gdy tak się staje, cała wiedza, zamiary i plany wczorajszej opozycji a dzisiejszej władzy, gdzieś się ulatniają. Jako opozycja wszystko wiedzieli – jako władza wszystko zapomnieli!
Postronny obserwator odnosi wrażenie, że nie ma żadnego znaczenia, jaka ekipa sprawuje władzę, ani co też ona obiecywała gdy o władzę walczyła. Realna rzeczywistość gospodarcza i społeczna, biegnie własnym, niezależnym życiem, na które kolejne rządy nie mają wpływu.
Duża część opinii publicznej sądzi, że brak reform systemowych i dreptanie w miejscu, jest wynikiem zmowy i spisku różnych ciemnych sił, które chcą nas jako naród zniewolić i zniszczyć. Stąd ciągłe dążenia różnych odłamów społeczeństwa, by aktualnie rządzącą ekipę popędzić, co jednak żadnego realnego postępu nie czyni.
Dobrze byłoby powyższy mechanizm wyjaśnić, w czym wielce pomocne mogą okazać się przemyślenia żyjącego w XV wieku , florenckiego dyplomaty, historyka i pisarza, Niccolo Machiavellego. W jednej ze swoich prac wyraził on taki oto pogląd: „...Nie ma rzeczy większej, najeżonej trudnościami, mniej rokującej powodzenia, niebezpieczniejszej w wykonaniu, niż zamiar wprowadzenia nowego porządku rzeczy. Bowiem reformator mieć będzie przeciw sobie wszystkich którzy dobrze wychodzili na starym porządku rzeczy, a w tych którzy wyjdą dobrze na nowym, znajdzie zaledwie ostrożnych obrońców...”
Zreformowanie jakiejkolwiek dziedziny życia społecznego, czy gospodarczego, niesie dla potencjalnego reformatora, taki ładunek społecznego niezadowolenia, buntu i agresji tych, którzy na reformie początkowo stracą, że po uświadomieniu sobie tego faktu, niedoszły reformator spuszcza z tonu, poprzestając na ględzeniu o reformach, pisaniu programów, strategii i założeń, co pozwala mu jakiś czas utrzymać się na stołku w dobrej kondycji zdrowotnej. Przypomnijmy sobie prawie roczną wojnę angielskiej premier pani Thacher z górnikami, przeciwnymi planom zamykania nierentownych kopalń. Pani Thacher była politykiem wybitnym, prawdziwym mężem stanu, która nie zawahała się narazić na szwank własną karierę, by dokonać reform, państwu angielskiemu koniecznych. W Polsce takich polityków nie ma! Ci których mamy, nie tylko nie podejmują prób koniecznych reform, ale działają w kierunku odwrotnym: pozorowanymi działaniami odwlekają ich wdrożenie w nieskończoność, z przyczyn o których pisał Machiavelli, ale i z czystej prywaty. Pozorując reformy, można nieźle nabić sobie kabzę, a to jest dla polskich polityków jedynym celem działania!
Efekt sumy takich zachowań, tysięcy „reformatorów”, jest w skali makro wszystkim znany. Gospodarka i cała infrastruktura socjalna Państwa, dryfuje ku swojemu, łatwemu do przewidzenia przeznaczeniu. Brak reform w państwowym przemyśle, powoduje masowe bankructwa firm tego sektora, co rozwiązuje na zawsze problem nierentownych przedsiębiorstw państwowych. Zdesperowani głodowymi pensjami lekarze opuszczają państwowe szpitale, zakładając własne- prywatne. Za lekarzami podążają pacjenci, co w krótkim czasie rozwiąże tysiące problemów uspołecznionej służby zdrowia. Wielkie zaangażowanie w oddolne reformowanie systemu świadczeń społecznych, wykazują emeryci. Kierowani poczuciem patriotyzmu, masowo wyciągają oni nogi przed terminem, co tworzy jakościowo nowy etap w funkcjonowaniu ZUS-u.
Tak czy inaczej, konieczne dla normalnego funkcjonowania państwa, reformy się dokonują, jednak bez udziału władz państwowych, a nawet wbrew ich woli.Tchórzliwi, sparaliżowani strachem, , widzący tylko czubek własnego nosa politycy, załatwiają własne interesy polegające na tym by wyrwać z państwowej kasy jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Nic innego ich nie interesuje!
Żywiołowy, oddolny ruch samoreformowania się struktur gospodarczych i socjalnych Państwa, niesie za sobą ogromne koszty społeczne i może zakończyć się buntem tych grup, których ten proces dotknie najboleśniej.
Polskie państwo zreformuje się „samo z siebie”, zaś końcowym akordem tej reformy będzie moment załamania się budżetu krajowego. Dopiero wówczas ludzie uświadomią sobie ostatecznie, że mogą liczyć tylko na samych siebie i na nikogo więcej, i że mamiący ich obietnicami przez dziesiątki lat politycy, to w istocie pasożyty i złodzieje. Tworzone przez nich „państwo” , stało się wrogiem obywateli, których dziesiątki lat gnębiło i puściło z torbami!!
Anthony Ivanowiz
13. lipca. 2006r