Nowa (nie)normalność w służbie zdrowia
Wymyślona przez Dużych Sruli z USA
(a wdrażana w Polsce przez małych srulików) tak zwana
„
nowa normalność” przynosi bardzo ciekawe rozwiązania
organizacyjne, szczególnie w służbie zdrowia.
Przed erą nowej normalności było tak, że każdy lekarz miał świadomość na czym polega jego zawód. Miał on leczyć chorych ludzi, co wiązało się z ty, że chcąc nie chcąc musiał być z nimi w bliskim fizycznym kontakcie. Musiał takiego pacjenta dotykać, obmacywać, zaglądać mu w różne zakamarki ciała, prowadzić z nim rozmowę, itp. Trzeba przyznać, że ta część obowiązków lekarza do przyjemnych nie należała, zwłaszcza jeśli pacjentem była jakaś babina wydzielająca intensywny ludzki zapach!
Autorzy nowej normalności postanowili tą uciążliwość zawodu lekarza zlikwidować w taki sposób aby do minimum ograniczyć kontakt lekarza z pacjentem, a nawet ten kontakt zlikwidować całkowicie!
Jeśli bowiem taki chory pacjent przyjdzie do lekarza, a lekarz jest zdrowy, to chory pacjent może zarazić zdrowego lekarza i nieszczęście gotowe! Nie po to lekarz przez 6 lat uczył się na lekarza, aby po skończeniu studiów narażał własne zdrowie i życie dla ratowania jakiegoś obcego sobie człowieka, który dodatkowo z reguły brzydko pachnie!
Kiedy pacjent jest w 100% bezpieczny dla lekarza?
Gdy jest martwy! Cała koncepcja nowej normalności w służbie zdrowia zmierza do tego aby pacjentów uczynić martwymi!
Są dwie metody zmierzające do tego celu: odmówić pacjentom świadczenia usług w nadziei, że wyciągną nogi z braku leczenia, albo jak pacjent upierdliwy umieścić go w szpitalu pod respiratorem.
Użycie respiratora jest nagradzane przez NFZ kwotą ponad 1000 zł, więc jest to podstawowa metoda „leczenia” chorych w polskich szpitalach, podobna do stosowanej w armii Austro- Węgier wobec symulantów, z tym, że symulantów leczono wtedy lewatywami, tak długo aż taki jeden z drugim wyzdrowiał! Pacjenci poddani leczeniu pod respiratorem z reguły „wyciągają nogi” i już lewatywy nie potrzebują.
Wobec przedstawionej wyżej koncepcji „leczenia” chorych w nowej normalności, wytworzył się pewien specyficzny sposób kontaktów chorych z lekarzami.
Jeśli obywatel mając wszelkie objawy powiedzmy zawału serca, zatelefonuje do lekarza rodzinnego, ten za wszelką cenę będzie chciał uzyskać od chorego informację, że ten ma kowida!
Zadaje choremu podchwytliwe różne pytania: czy nie utracił węchu albo słuchu, czy go nie boli głowa, czy ma gorączkę (itp.)...zgłaszane przez chorego objawy zawału serca go nie interesują!
Jeśli chory z głupoty pogubi się w krzyżowym zestawie pytań i odpowie, że boli go głowa, lekarz natychmiast wysyła łapiduchów kombinezonach kosmicznych, ci pakują pacjenta do ambulansu i wiozą do szpitala. Tam już czekają amatorzy 1000 zł i pakują chorego pod respirator. Po kilkunastu minutach obywatel osiąga stan oczekiwany przez polską służbę zdrowia, czyli staje się nieboszczykiem kowidowym, ku uciesze firm pogrzebowych!
Ale i pacjenci szybko pokapowali o co chodzi w tej nowej normalności w leczeniu chorób! Jeśli powiedzmy osobnik „zawałowy” zatelefonuje do lekarza rodzinnego w złudnej nadziei, że ten udzieli mu pomocy, to musi tak pokierować rozmową, aby lekarza zmylić i aby nie nabrał on podejrzeń w kierunku kowida!
Mówi więc taki pacjent, że bardzo go swędzą stopy, albo, że łzawi jak sobie wyrwie włosa z nosa czy ucha, słowem zapewnia doktora, że jest zdrowy jak ryba, tylko tak jakoś czuje się przed zawałowo!
Jeśli lekarz „połknie haczyk” i da się nabrać pacjentowi, ten ma szansę pożyć kilka dni dłużej i mniej się namęczy niż pod respiratorem!
Obecnie realizowany jest program "Narodowej Szprycy". Polega on na tym, aby każdemu gojowi podać trutkę, która wykończy go albo natychmiast albo za jakiś czas, co ostatecznie rozwiąże wszelkie problemy polskiej służby zdrowia!
Nowy sposób leczenia chorych w „nowej normalności” wymusi niebawem reformę studiów medycznych. Zostaną one zlikwidowane na rzecz jednodniowych kursów obejmujących naukę obsługi respiratora, sztukę konwersacji z pacjentami w kierunku zdemaskowania ich w ukrywaniu kowida, oraz nowatorskich metod kontaktów lekarza z chorymi, na przykład poprzez walenie kijem w okno przychodni zdrowia przez chorych (którzy myślą, że w ten sposób przywołają do okna lekarza) , którym pilno przenieść się w zaświaty!
Nowa normalność w służbie zdrowia bardzo podoba się polskim lekarzom, którzy w całej swojej masie okazali się zwyrodniałymi zbrodniarzami, bez skrupułów mordujących ludzi dla pieniędzy. Łowcy skór z Łodzi (lekarze pogotowia którzy mordowali chorych, aby ich zwłoki przekazać firmom pogrzebowym) to przy nich „cienkie Bolki” zbrodniczego fachu!
Anthony Ivanowitz
15.05.2021r.