Jak sędzia  z Warszawy polskie sądownictwo zreformował

 

 

   Nie ustaje krytyka polskiego wymiaru sprawiedliwości w mediach.  Najkrócej można by ją streścić  jednym wyrazem: DNO!

   Jest to jednak ocena bardzo niesprawiedliwa i krzywdząca  dla ludzi w togach,  mundurach i garniturach, którzy wręcz dwoją się i troją aby wymiarowi sprawiedliwości przywrócić społeczne zaufanie, poprzez gruntowna jego  reformę.

   Na czym taka reforma ma polegać, pokazał pan sędzia Andrzej Ż, (z sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotów), na przykładzie prowadzonej przez siebie sprawy.

 

88-letni  obecnie Jan Kobylański (milioner, założyciel i szef organizacji polonijnej w Ameryce Południowej,  b. konsul honorowy RP w Urugwaju), czując się dotknięty tekstami w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeku" i "Polityce" z lat 2004-2005, skierował prywatny akt oskarżenia wobec szefów tych mediów oraz ich dziennikarzy, a także b. ambasadorów: Jarosława Gugały i Ryszarda Schnepfa. Dotyczył on tekstów i wypowiedzi, w których przedstawiono Kobylańskiego jak szmalcownika wydającego Niemcom (za pieniądze)   Żydów w czasie II wojny światowej, jako szpiega rosyjskiego i niemieckiego, który w czasie wojny wysługiwał się hitlerowcom jako kapo w obozie koncentracyjnym, w którym (jak napisał  inny  dziennikarz) nigdy go nie było, itp. itd.  Kobylański chciał, by każdy z oskarżonych wpłacił 100 tys. zł na cel charytatywny.

   Pan sędzia Andrzej  Ż, od marca 2009 roku, tak jakoś sprytnie prowadził sprawę z powództwa pana Kobylańskiego, że 8 grudnia 2011r. zarzuty  postawione przez niego szkalującym go dziennikarzom i dyplomatom...przedawniły się! A skoro się przedawniły, to pan sędzia Andrzej Ż, z czystym sumieniem, zgodnie z prawem polskim, unijnym, światowym (w tym i azjatyckim), sprawę....umorzył!

    Osoby nie znające się na prawie polskim, unijnym, światowym i azjatyckim, próbują krytykować pana sędziego Ż, sugerując, że sprawę którą on umorzył, mógł rozstrzygnąć w ciągu tygodnia. Jeśli bowiem jeden dziennikarz  napisał w gazecie, że pan Kobylański był w czasie II wojny światowej  kapo w obozie koncentracyjnym, zaś inny dziennikarz napisał, że pan Kobylański nigdy nie był w żadnym obozie koncentracyjnym, zaś całą historię „obozową” wymyślił (zapewne aby  wyłudzić odszkodowanie), to jeden z tych dziennikarzy  z całą pewnością łże jak pies, a niewykluczone, ze obaj „mijają się z prawdą” jak to się teraz  ładnie określa łgarstwa!

   Gdyby pan sędzia Ż. zażądał, aby jeden dziennikarz pokazał dokumenty (albo wskazał świadków) z których wynika, że pan Kobylański był w obozie koncentracyjnym kapo,  zaś drugi przedstawił papiery z których by wynikało, że Kobylańskiego jednak w obozie nigdy nie było, to już miałby co najmniej jednego oszczercę w garści. Co prawda pan Kobylański to spryciarz jakich mało, ale umiejętności przebywania jednocześnie w dwóch miejscach chyba jednak nie posiadł, co powinno przekonać sędziego Ż, że co najmniej jeden dziennikarz  zełgał i powinien za to ponieść karę! 

   Dlaczego zatem tak prostej sprawy pan sędzia Ż  nie rozstrzygnął w tydzień (no powiedzmy w miesiąc, czy nawet rok)  tylko prowadził ją tak długo, aż zarzuty się przedawniły? Dla sprawdzenia założeń rewolucyjnej reformy systemu wymiaru sprawiedliwości!

   Zauważmy, że polskie sądy zawalone są różnymi sprawami które sędziowie muszą rozstrzygać, a to kosztuje! Pensje sędziowskie- kosztuję! Przeróżne ekspertyzy- kosztują! Wezwania świadków- kosztują! Dowożenie z więzień podejrzanych- kosztuje! A to dopiero część kosztów. Czego by się taki czy inny sędzia  nie dotknął- kosztuje! A społeczeństwo biedne, budżet państwa na wykończeniu, zrujnowany! Nie ma z czego całej tej  pożal się Boże „sprawiedliwości” finansować. A zresztą i po co?  Jaki by sędzia w dowolnej sprawie wyrok nie wydał, to i tak ten co przegrał będzie niezadowolony i będzie wygadywał na sąd, że jest stronniczy a może i nawet skorumpowany!

   Żeby więc uniknąć  całej tej kołomyi, teraz (po reformie) będzie tak. Otrzymawszy do rozpatrzenia i sprawiedliwego osądzenia jakąś sprawę, sędzia ustali kiedy zarzucany sprawcy czyn przestępczy przedawnia się. W dniu przedawnienia się tego czynu (powiedzmy za 10 lat) , sąd wezwie wszystkich zainteresowanych i ogłosi im, że sprawa zostaje umorzona z powodu przedawnienia. Czyż nie genialne? A jakie tanie dla budżetu państwa, a więc i całego narodu! A jeśli tanie, to i korzystne dla III RP, sprawiedliwe!

I pomyśleć, że autorem tak wspaniałej reformy   systemu wymiaru sprawiedliwości ( przetestowanej z sukcesem na Kobylańskim)  jest skromny sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotów. Kariera  sądownicza (a może i nawet polityczna) stoi przed tym wybitnym sędzią otworem!  Zapewne jeszcze nie raz o nim usłyszymy!

 

Anthony Ivanowitz

18. grudnia. 2011r.

www.pospoliteruszenie.org