Demokracja listonoszy

 

   Trwa strajk listonoszy. Dyrekcja Poczty Polskiej nie zgadza się na spełnienie żądań płacowych listonoszy, zaś ci nie akceptują propozycji podwyżek  zaproponowanych przez dyrekcję.  Dalsze przedłużanie się konfliktu  grozi paraliżem życia społecznego i gospodarczego  w Polsce, do czego rzecz jasna nie można dopuścić.  Jako zatroskany o przyszłość kraju obywatel, pozwolę sobie wskazać dyrekcji poczty pewne rozwiązanie konfliktu. Pomysł przyszedł mi do głowy na wieść o tym, że  w Piotrkowie Trybunalskim w walce o mandat radnego, w jednym z okręgów wybory wygrał listonosz, który okręg ten na co dzień obsługuje. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że  jednym z kandydatów którego doręczyciel pokonał, był były prezydent miasta, który od kilkunastu lat działał w samorządzie, pełniąc w nim wiele prestiżowych funkcji.

   Sukces wyborczy listonosza który wygrał w cuglach z miejskim notablem, wywołał sporą konsternację w lokalnym światku politycznym. Skromny listonosz wygrywa wybory, pozostawiając w pobitym polu byłego prezydenta, nie prowadząc przy tym żadnej kampanii wyborczej! Jak to wyjaśnić? Toż to wbrew wszelkiej logice. Ani taki listonosz na samorządowych salonach  nie brylował, żadnych wstęg - związanych z oddawaniem do użytku nowych dróg czy szkół- nie przecinał, w miejskiej telewizji i radiu nie występował, prasie wywiadów nie udzielał. Słowem: w życiu publicznym nie istniał, a jednak wybory wygrał, i to z  obywatelem powszechnie znanym i publicznie widocznym na każdym kroku.

   Oto wyjaśnienie tej zagadki, wyjaśnienie które może zrewolucjonizować polski system polityczny. Obsługując swój rejon, listonosz odwiedza codziennie kilka tysięcy klientów, zaś miesięcznie – kilkanaście tysięcy.  Jeśli przykłada się do roboty, to w krótkim czasie zyskuje ich sympatię i szacunek. A jeżeli jeszcze dodatkowo traktuje swoich klientów z ciepłą życzliwością (o zdrowie zapyta, w rączkę cmoknie emerytkę za to, że mu 5 złotych z głodowej emerytury odpaliła,  w przerwie na papieroska wysłucha wspomnień dziadka z czasów II wojny światowej), to staje się przyjacielem całej społeczności lokalnej. Jeśli więc taki  przyjaciel „rodziny” wystartuje w wyborach i osobiście poprosi  każdego  członka owej „rodziny” o poparcie, to na bank takie poparcie otrzyma.  W taki oto prosty sposób, listonosz z Piotrkowa wygrał wybory, choć za konkurenta miał samego prezydenta miasta. Widzimy więc, że zawód listonosza  stanowi wspaniałą odskocznię do kariery politycznej, co udowodnił doręczyciel   z trybunalskiego grodu.

   Prowadząc negocjacje ze strajkującymi listonoszami, dyrekcja poczty winna wyeksponować tą kapitalną wręcz cechę ich zawodu. Każdy z listonoszy, jeśli tylko przyłoży się do roboty, może zrobić wspaniałą karierę polityczną. Czy wobec takiej perspektywy nie warto pomęczyć się kilka lat za nędzne wynagrodzenie, jeśli nagrodą będzie wysoko płatne stanowisko w administracji samorządowej lub państwowej? Po uświadomieniu listonoszom, jaką to buławę nosi każdy z nich w plecaku, strajk natychmiast się zakończy, zaś listonosze radośnie powrócą do roboty, rezygnując z podwyżek. Świadomość, że robota listonosza to tylko etap przejściowy do właściwej kariery  politycznej, doda im skrzydeł.

   Partie polityczne widząc, że listonosze zgarniają w wyborach całą pulę posad, natychmiast przypuszczą szturm na posady doręczycieli. Każdy z polityków będzie chciał być listonoszem, gdyż tylko ci będą mieli szanse wyborcze! OJ, co to się będzie działo!! Polska Poczta nie tylko będzie mogła zrezygnować z wypłacania głodowych płac listonoszom, ale nawet zażąda aby to listonosze płacili firmie za przywilej bycia  listonoszem.  Na posady listonoszy będą zatrudniani tylko ci, którzy zaoferują najwyższe wynagrodzenia dla poczty. Polska Poczta stanie się wreszcie instytucją dochodową i powszechnie szanowaną, zaś absolwenci „pocztowej kuźni kadr” będą mieli za sobą autentyczne poparcie wyborców, których osobiście znają.

   Tak oto ziści się w Polsce idea demokracji bezpośredniej, a to dzięki mojemu odkryciu politycznego potencjału tkwiącego w zawodzie listonosza.  Mam nadzieję, że dyrekcja Poczty Polskiej doceni moją pomoc w rozwiązaniu konfliktu strajkowego i uhonoruje mnie należycie, choćby wydając znaczek o dużym nominale z moja podobizną. Liczę również na jakąś formę uznania ze strony Sejmu i rządu IV RP. W końcu za tak epokowe odkrycie coś mi się należy: jakąś ciepłą posadką ambasadora w którymś z ciepłych krajów absolutnie bym nie pogardził!

Anthony Ivanowitz

3. grudnia. 2006r.

www.pospoliteruszenia.org