Kim jest „Delegat”, zachodzą w głowę wszystkie media w Polsce, po tym jak „Rzeczpospolita” opublikowała tekst informujący, że był to informator Służby Bezpieczeństwa (SB), który złożył dokładny raport z wizyty delegacji „Solidarności” w Watykanie, w styczniu 1981 roku. Uczestnicy eskapady zgodnie twierdzą, że wiedzą kim jest „Delegat”, ale nie powiedzą. Przypomnijmy, że w skład delegacji która odwiedziła Papieża wchodzili, między innymi: Wałęsa, Mazowiecki, Celiński, Modzelewski, Kukołowicz, Jankowski, Rybicka i inni.
Skąd taka zgodna determinacja uczestników wycieczki, aby nie zdradzić personaliów „Delegata”?
W swoim meldunku dla SB, „Delegat” napisał: „...Podczas audiencji u Papieża, obywatelka Bożena Rybicka pozwoliła sobie na nie uzgodnione działanie, które wywołało pewien niesmak (...) przy powitaniu chciała ona przypiąć Papieżowi znaczek Ruchu Młodej Polski, lecz została przez niego odsunięta...” „Delegat” opisując śniadanie u Papieża, przekazał, że jeden z jego uczestników „...zachował się jak człowiek bardzo prymitywny (...) wykazując duże łakomstwo, nabierał na swój talerz duże ilości jedzenia, które następnie pozostawiał, nie mogąc go zjeść (...) Opierał się o stół i prezentował niską kulturę...”
Znając wyczyny co poniektórych członków delegacji, przy innych okazjach w kraju i za granicą, trudno dziwić się opisowi „Delegata”. Nie jest wykluczone, że opisany przez niego „łakomczuch o niskiej kulturze”, tak się nażarł na zapas, że gdzieś w kącie puścił pawia, którego służba papieska musiała sprzątać, puszczając przy tym z obrzydzenia, następne - swoje już- pawie. Mogły też poginąć różne elementy zastawy stołowej, gdyż przynajmniej jeden uczestnik śniadania pokazał w przeszłości, że ma lepkie rączki, tak przynajmniej twierdzi pan Wyszkowski, zarzucający pewnemu dżentelmenowi z Gdańska, że ten przywłaszczył sobie kasę francuskich związkowców, która były przeznaczone dla związku „Solidarność”. Uczestnik delegacji który „opierał się o stół i prezentował niską kulturę” mógł poprzedniego dnia tęgo popić i gdyby nie stół na którym mógł się podeprzeć, to równowagi by pewnie nie zachował! Jak długi by się obalił na posadzkę apartamentu. Reszta wycieczki zapewne pośpieszyłaby mu na ratunek, podnosząc go i podtrzymując, aby powtórnie nie pierdyknął i wstydu nie narobił po raz drugi. Mogły być wznoszone toasty „za zdrowie wasze, w gardła nasze”. Na pożegnanie pewien jegomość (noblista zresztą) mógł podać Papieżowi zamiast ręki.. nogę (tak dla żartu), itp., itd.
Nie wiadomo też, czy pani Rybicka poddała się bez walki, czy też nadal próbowała przypiąć Papieżowi medal Ruchu Młodej Polski. Mogło dojść do niezręcznej sytuacji, Papież mógł się w końcu zdenerwować, medalem o podłogę cisnąć. Niewykluczone, że JP II zrugał w końcu panią Rybicką, wyjaśniając jej, że ON nie jest generałem Armii Czerwonej, który każdy medal do munduru przypina, tylko skromnie i tanio ubranym Papieżem. Wówczas o medal mógł poprosić prałat Jankowski, który uwielbia obwieszać się orderami i medalami, wszystko jedno jakimi, byleby połysk miały!.
Już tylko pobieżna relacja „Delegata” wskazuje, że miał Papież ciężką przeprawę z delegacją „Solidarności”. Nie dziwota więc, że po wprowadzeniu stanu wojennego przez pana Jaruzelskiego, specjalnie przeciwko delegalizacji panny „S” nie protestował.
Gdyby nie daj Bóg, media ujawniły kim był „Delegat”, to ten wkurzony do żywego, mógłby całą imprezę w detalach opisać i dopiero byłby wstyd! Po co to komu, tym bardziej, że część uczestników wycieczki do Watykanu, napisała zapewne własne raporty dla SB, przedstawiając w nich swoje wersje przebiegu śniadania u Papieża. Czort jeden wie, czy w papierach bezpieki „Delegatem” nie nazwano któregoś z nich? Lepiej więc siedzieć cicho, nich się pismaki pogubią w domysłach. Gdy IPN opublikuje donosy następnego agenta, dziennikarska swołocz rzuci się na niego, zaś o „Delegacie” wszyscy zapomną.
Anthony Ivanowitz
10.sierpnia. 2006r